Czy już zawsze listonosz będzie się kojarzył z najgorszymi wiadomościami?

 
 

11 czerwca 2009

 
 


Kiedy mąż wrócił z sanatorium byłam szczęśliwa, że wreszcie mam go przy sobie. Mąż niestety wrócił w posępnym nastroju. W drodze powrotnej w pociągu zgubił lub ktoś ukradł mu dowód osobisty.

Coś trzeba było zrobić z tym fantem. Mąż zgłosił fakt utraty dokumentu na policji i w urzędzie. Nowy dowód miał być wydany w przepisowym terminie, czyli kłopot z głowy. A jednak… kłopot dopiero się zaczął.

Kiedy ze skrzynki na listy wyjęłam jakiś rachunek i gazetkę sieci telefonicznej jeszcze nic mnie nie zaniepokoiło. Owszem było nazwisko męża, ale pomyślałam, że to jakaś reklama lub gra. Nie mieliśmy telefonów komórkowych tylko stacjonarny więc nie powinniśmy dostawać rachunków z tychże sieci. Ale kiedy przyszedł trzeci rachunek z kolejnej sieci zaczęliśmy zastanawiać się kto nam robi taki numer? Skąd biorą się takie rachunki? I nagle olśnienie. Ktoś wykorzystał zagubiony dowód męża i zaczyna działać. Na razie od telefonów komórkowych.

Szybko skontaktowałam się z przedstawicielem każdej z sieci i wyjaśniłam sprawę. Wszyscy byli bardzo mili i pomocni, pomogli mi w miarę sprawnie złożyć reklamacje. Mąż zgłosił sprawę policji, złożył wyjaśnienie i uznaliśmy sprawę za zakończoną. Jak się później okazało do czasu. Pewnego popołudnia zadzwonił telefon i miły pan spytał kiedy wreszcie pan (tu wymienił nazwisko męża) wróci do mieszkania które wynajął. W pierwszej chwili pomyślałam, że mąż ma coś ukrywa i oszukuje mnie, ale zaraz siebie skarciłam. Przecież jest codziennie w domu, nigdzie nie wyjeżdża, tym bardziej, że mieszkanie było oddalone od nas o ok.150km. W trakcie rozmowy z właścicielem mieszkania wyszło na jaw, że to kolejny podstęp z dowodem osobistym. Właściciel wyjaśnił, że numer telefonu odszukał w książce telefonicznej na podstawie danych z dowodu. Myślał, że w końcu zostanie uregulowany rachunek za wynajęte mieszkanie. Był kolejnym poszkodowanym w całej sytuacji. Doradziliśmy mu by zgłosił sprawę policji. Mąż również zgłosił sie na policję i przekazał kolejna historię o dowodzie osobistym. Od tego momentu nie przestawaliśmy myśleć co jeszcze nas czeka? Jaka niespodzianka?

Na kolejne wydarzenia nie trzeba było długo czekać. Listonosz przyniósł list polecony z policji i to z miejscowości oddalonej od naszego miejsca zamieszkania o ok.200 km. Wiedzieliśmy, że oszust znów działa. Brakowało nam już cierpliwości, zdrowia. Mąż był kłębkiem nerwów. Ale jechać musiał. Wrócił jako prezes nowo powstałej firmy! Chciałabym żeby mąż był prezesem firmy, ale oczywiście to był znów fałszywy facet. Założył w tamtym mieście spółkę, zakupił jakieś udziały, nawet nie jestem w stanie tego powtórzyć. Oczywiście zniknął równie szybko jak się pojawił. Przesłuchanie męża trwało cały dzień. Tam okazało się jeszcze, że oszust sfałszował prawo jazdy na nazwisko męża.

Byliśmy wykończeni i znerwicowani. Każde przyjście listonosza działało na nas przyspieszonym biciem serca. Mąż niejednokrotnie musiał stawiać się na przesłuchania na policji, składał wyjaśnienia, jego pismo było sprawdzane u grafologa. Apogeum nastąpiło kiedy przyszło do płacenia raty kredytu, którego nigdy nie braliśmy. Płakałam jak bóbr. Nigdy nie przypuszczałam, że tyle nieszczęść może przynieść zguba dowodu osobistego. Choć już wtedy wiedzieliśmy i zresztą policja to potwierdziła, że to była zaplanowana kradzież. Kolejna wizyta listonosza już nas nie zdziwiła. Trzęsącymi się rękami mąż otwierał kopertę. Dostał wezwanie do sądu jako świadek w sprawie (tu wymienione było nazwisko) do końca nie wiedzieliśmy jakiej. Mąż pojechał na drugi koniec Polski. Tam spotkał m.in. pana który wynajął „jemu” mieszkanie i przede wszystkim sprawcę naszych nieszczęść. Wreszcie go złapali! Poczułam jak kamień spada mi z serca. Nareszcie skończy się nasza udręka – pomyślałam. Sprawa była krótka. Oszust do wszystkiego się przyznał. Z uśmiechem wychodził z sali. Taki drań, tyle wycierpieliśmy przez niego a ja nawet nie pamiętam jaki wyrok dostał.

Długo dochodziliśmy do siebie po całej historii i pewnie w końcu po woli zapomnielibyśmy o wszystkim gdyby nie …list polecony.

Mąż dostał wezwanie z Wojewódzkiego Urzędu Skarbowego. Okazało się, że firma którą założył fałszerz musi płacić podatki. A ze Skarbówką nie ma żartów. I znów wyjaśnienia, pisma z policji, z sądu, rozmowy i przesłuchania. Sprawa zakończyła się pomyślnie, ale co jeszcze może się wydarzyć? Czy już zawsze listonosz będzie się kojarzył z najgorszymi wiadomościami?

Autor: Aleksandra Szczepańska – Laureatka konkursu na najciekawszą historię opisującą konsekwencje utraty dokumentów

 

www.dokumentyzastrzezone.pl © ZBP. Wszystkie prawa zastrzeżone.