Zdarzenie to miało miejsce 10 lat temu, gdy przyjechałam z małej miejscowości na studia do Krakowa.
Po inauguracji roku szkolnego i zakwaterowaniu się w akademiku pojechałam na kilka dni do rodzinnego domu by zabrać kilka niezbędnych rzeczy. Wracałam z wielkim wypakowanym po brzegi plecakiem i torebką, w której trzymałam swój portfel. Będąc na przystanku wyciągnęłam z portfela bilet do skasowania i wsiadłam do autobusu miejskiego. Przy wsiadaniu do niego poczułam dziwny ścisk przy wejściu na stopniach autobusu. Jak okazało się na końcowym przystanku, był to tzw. „sztuczny tłum”, a ja zostałam bez portfela.
Oprócz pieniędzy, straciłam również wszystkie dokumenty: dowód osobisty, prawo jazdy oraz kartę magnetyczną do wejścia na teren akademika.
Po zgłoszeniu faktu na policję, po około 2 tygodniach portfel wraz z dowodem osobistym i prawem jazdy został zwrócony za pośrednictwem Poczty Polskiej. Okazało się, że złodziej był na tyle „uczciwy”(choć brzmi to w tym przypadku nieco ironicznie) i wrzucił portfel do skrzynki pocztowej. Jednak oprócz gotówki brakowało w dalszym ciągu mojej karty wejściowej do domu studenckiego. Nie wiem ile razy i w jakim celu była ona używana, niemniej jednak i ta karta odnalazła się w bardzo dziwnych okolicznościach kilka tygodni później na terenie miasteczka studenckiego. Jestem pewna, że nie pojawiła się tam przypadkowo i mogła być używana by dostać się do akademików.
Ta cała sytuacja uświadomiła mi jak niebezpieczne sytuacje mogę spotkać człowieka, który straci swoje dokumenty. Od tego momentu zwracam szczególną uwagę na swoją torebkę, jestem przeczulona we wszystkich miejscach gdzie jest tłoczno i mocno ściskając torebkę obserwuję otaczających mnie ludzi. Zaskakujące jest to, że tak łatwo można przejąć czyjąś tożsamość i wykorzystać to w celach o których my „nieświadomi poszkodowani” nie mamy pojęcia.
Renia Zamysłowska